|
|
TMZM Mielec:
|
|
|
|
|
|
|
|
|
Działalność:
|
|
|
|
|
|
|
|
|
Warto zobaczyć:
|
|
|
|
|
|
|
|
|
Po godzinach:
|
|
|
|
|
|
|
|
|
Monitoring:
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
Bracia Działowscy.
W 2008 roku Mielec obchodził 70-lecie przemysłu lotniczego w swoim mieście.
Przez 3 dni 14 – 17 sierpnia odbyły się uroczyste obchody, pokazy lotnicze,
otwarty dzień do zwiedzania zakładu i lotniska. Słowem udany piknik dla
wszystkich mieszkańców tego 60-cio tysięcznego dzisiaj miasta. Warto z tej
okazji przybliżyć czytelnikom historię tamtych czasów, aby uzmysłowić, jak się
to stało, że z małego galicyjskiego miasteczka, Mielec wyrósł na przemysłowego
lotniczego potentata.
Nie jest do końca prawdą, że lotniczy Mielec liczy 70 lat, albowiem tradycje
lotnicze miasta sięgają głębiej. Stało się tak za sprawą 2 braci pasjonatów
lotnictwa, Stanisława i Mieczysława Działowskich rodowitych Mielczan. To im
należy zawdzięczać, że Mielec stał się tym, czym jest, a mówiąc o Mielcu należy
przynajmniej w skrócie przybliżyć owe sylwetki.
Trwała I Wojna Światowa, kiedy w Mielcu pojawili się żołnierze austriaccy z
balonem obserwującym z powietrza ruchy wojsk przeciwnika. Świadkowie twierdzą,
że młody Stanisław Działowski zafascynowany niezwykłym ogromnym balonem
wypełnionym gazem, następnego dnia po wyjeździe żołnierzy zniknął z Mielca wraz
z pożyczonym rowerem. Dzisiaj dokładnie nie wiadomo, czy pojechał za żołnierzami
z balonem, czy wybrał inną drogę. Faktem jest, że dotarł do Wiednia, gdzie
zapłakanego i zagubionego w wielkim mieście małoletniego chłopca przygarnęło z
ulicy litościwe małżeństwo. Poznawszy jego zainteresowania umieścili go w szkole
lotniczej, skąd 6 marca 1916 roku wstępuje ochotniczo do lotnictwa armii Austrio
– węgierskiej. Przez 2 semestry uczył się w szkole mechaników. Stamtąd
przeniesiony na Węgry pozostawał, aż do rozpadu Austrii. Wracając do rodzinnego
Mielca zastał ojca na łożu śmierci. Ojciec, Walenty Działowski, oficer wojsk
powstańczych 1863 roku, zmarł 11 listopada 1918 roku, w dniu kiedy Polska
odzyskała niepodległość.
W odrodzonej Polsce Stanisław wstąpił do 2 Batalionu Lotniczego w Krakowie,
przekształconego później w 2 Pułk Lotniczy. Ściągnął do siebie swego brata
Mieczysława, gdzie wspólnie szlifują zawód mechanika lotniczego. Kiedy Stanisław
wraz ze Szkołą pilotów przeniesiony zostaje z Krakowa do Bydgoszczy ściąga znów
za sobą swego brata. Zafascynowany lotnictwem studiuje pisma fachowe, cały czas
marząc o własnej konstrukcji. Posiadając smykałkę techniczną skonstruował
wspólnie z bratem motocykl, a następnie szybowiec nazwany „Bydgoszczanką”.
Pomimo niepowodzeń z „Bydgoszczanką” szybowiec uznany został za rewelację
techniczną. Dzięki niemu ich nazwiska dostały się na łamy gazet, a oni weszli do
kręgu konstruktorów lotniczych w kraju.
Będąc w trudnych warunkach materialnych, lokalowych i pod presją kpin ze strony
otoczenia zbudowali awionetkę. Nie mieli do niej silnika, jednak szczęście im na
tyle sprzyjało, że znaleźli sponsora. Był nim szewc Jan Krüger ofiarujący się
zakupić silnik wraz z śmigłem. Samolot oblatano 1 lutego 1926 roku, przez pilota
Józefa Muślewskiego, a osiągi samolotu stały się ówczesną rewelacją. Nazwę
samolotu DKD-1 stworzyły pierwsze litery nazwisk konstruktorów i ofiarodawcy
silnika, oraz liczba kolejnego egzemplarza. Sukces Mielczan został zauważony i
odnotowany przez prasę 5 lutego 1926 roku, poprzez zamieszczenie w „Gazecie
Bydgoskiej” obszernej relacji.
Następnym krokiem Działowskich było zdobycie uprawnień pilota. Stanisław był
wyjątkowo pojętnym uczniem pilotażu. Licencję pilota zdobył w październiku 1926
roku, a jego brat Mieczysław 3 lata później w Aeroklubie Akademickim w Krakowie.
Ponieważ osiągnięcia Działowskich zostały dostrzeżone w Warszawie, Stanisław
zostaje wraz ze swoim DKD-1 zaproszony na wystawę do Warszawy. Nie wysłał
samolotu drogą kolejową do Warszawy, jak było w zwyczaju, lecz samodzielnie
dokonał przelotu, budząc swym czynem nie lada sensację, a pismo „Lotnik”
zamieściło z jego wypowiedzi obszerną relację, w której sierżant pilot Stanisław
Działowski, a jednocześnie konstruktor i budowniczy samolotu, wyraził całą swoją
lotniczą pasję. Stanisław był w tym czasie przeniesiony do 2 Pułku Lotniczego w
Krakowie, gdzie pełnił funkcję pilota oblatywacza, pilota instruktora, oraz
kontrolera nadzoru technicznego parku lotniczego. Z Warszawy po miesięcznej
wystawie wystartował na swoim DKD-1 do Krakowa. Feralny to był lot, albowiem w
powietrzu, niedługo po starcie, nastąpił wybuch silnika. Wylądował awaryjnie w
krzakach uszkadzając samolot doznając samemu lekkich obrażeń ciała.
Wypadek ostudził nieco konstruktorski zapał Stanisława, ale dzięki wspaniałej
atmosferze panującej w środowisku krakowskim, zachęcie ze strony dowództwa 2
Pułku, oraz zapewnieniu ze strony Ministerstwa Spraw Wojskowych, że wypożyczą mu
silnik, podjął działania nad nową ulepszoną wersją samolotu. Zbliżał się termin
krajowego Konkursu Awionetek, a kiedy Mieczysław odbył służbę wojskową,
Stanisław ściągnął go do Krakowa. Natychmiast podjęli pracę nad ulepszoną wersją
samolotu turystycznego. Ci dwaj amatorzy samodzielnie wykonali rysunki, dokonali
prób i zbudowali ulepszoną wersję DKD-2, a następnie DKD-3. Po wielu kłopotach i
przygodach z przylotem na Konkurs Awionetek Stanisław wziął udział w konkursie.
Pomimo nowatorskich rozwiązań zastosowanych przez Stanisława i wspaniałych
osiągnięć jego DKD-3 w wyniku konkurencyjnej nieuczciwości, nie zajął w
konkursie awionetek należnego mu miejsca. Nie zniechęciło to Stanisława,
albowiem myślał już o następnych wersjach samolotu.
Należy zdać sobie sprawę, że działania obu braci odbywały się bez należytych
środków finansowych. Stanisław ożeniony z Bydgoszczanką miał liczną rodzinę
obdarzoną 7 synami. Nic jednak nie mogło zahamować jego pasji lotniczej. Z
własnej inicjatywy podjął się lotów propagujących organizację LOPP. Latał swym
DKD-3 nad Krakowem i Śląskiem rozrzucając ulotki, żądając jedynie od
organizatorów zwrotu kosztów paliwa. To w tym czasie wykonał swój pierwszy lot
do rodzinnego miasta Mielca. Zaproszono słynnego rodaka wyprawiając mu uroczystą
fetę, a było to w czerwcu 1927 roku. Działowski wylądował na łące wzbudzając
samolotem i swoją osobą ogromną sensację. Mielec stał się pierwszym miastem,
które przyszło z pomocą finansową ofiarując kilkaset złotych. Zażądano tylko,
aby na jednym ze swych samolotów umieszczony został herb miasta Mielca, co
Działowscy spełnili. Od tej pory skrzydła Działowskich często pojawiały się nad
Mielcem, a jak świadkowie twierdzą, kobiety zaaferowane przylotem samolotu,
przypalały w garnkach potrawy.
Faktem jest, że miasto Mielec zarażone zostało przez Działowskich pasją
lotniczą. Pasja ta udzieliła się całemu społeczeństwu. Mieszkańcy świadczyli
dobrowolne składki na rzecz budowy awionetek, wykupywali znaczki i
okolicznościowe kartki na ten wzniosły cel. Organizowane były festyny. To w
wyniku tej pomocy powstał DKD-3, z Gryfem, jako herbem Mielca na stateczniku.
W tym czasie Działowscy często przylatywali do Mielca na własnej konstrukcji
samolocie, lub pułkową Potezą. Z ich inicjatywy zorganizowano w Mielcu pierwsze
pokazy lotnicze. Przyleciały z Krakowa 3 duże samoloty i Działowscy na DKD-3
biorąc udział w pokazach. Byli inicjatorami rozwoju lotnictwa w Mielcu, a jedną
z nich było powstanie Komitetu Budowy Lotniska. Wkrótce przy współudziale
wszystkich mieszkańców i sprzyjającym władzom miasta, przystąpiono do budowy.
Dokonano niwelacji terenu na 20 hektarach terenu u wylotu drogi do wsi Smoczka.
Teren ofiarowała Gmina Katolicka, a otwarcie tego turystycznego lotniska
nastąpiło 5 listopada w 1931 roku. Na uroczystość otwarcia zgromadziły się tłumy
ludzi. Od tego momentu zainteresowanie lotnictwem stało się jeszcze większe.
Urządzano kursy i imprezy LOPP, wpłacano składki i nawet w gminach tworzono
koła. W szkołach rozwijało się modelarstwo, a dzieci puszczały latawce.
To na tej bazie i tradycji lotniczej, kiedy powstawał Centralny Okręg
Przemysłowy COP zdecydowano, że Polskie Zakłady Lotnicze PZL zlokalizowane
zostaną w Mielcu. Dzięki zaszczepionej przez Działowskich pasji lotniczej i
fakcie , że Mielec ma już lotnisko, a także społeczeństwo zafascynowane
lotnictwem, przystąpiono wkrótce do budowy zakładu. Elementem potwierdzającym
słuszność decyzji był fakt, że Mielec ze względów strategicznych odległy był
zarówno od granicy z Niemcami, jak i ZSRR, do którego granica przesunięta była
wówczas dalej na wschód.
Jeśli w 2008 roku obchodziliśmy 70-tą rocznicę powstania przemysłu lotniczego w
Mielcu, to jednocześnie powinniśmy pamiętać, że lotnicze tradycję Mielca sięgają
głębiej, czyli do czerwca 1927 roku. To z tą datą, Działowscy, swym przylotem do
Mielca „zarazili” mieleckie społeczeństwo lotnictwem, przyczynili się do budowy
lotniska, a swoim konstruktorskim zapałem rozsławili w Polsce Mielec. To tą datę
społeczeństwo Mielca powinno święcić, wyrażając tym samym wdzięczność i hołd
braciom Działowskim, że z małego prowincjonalnego miasta, Mielec stał się
wkrótce potęgą lotniczą. Należy nadmienić, że w tym samym roku 1927 powstało w
mieleckim gimnazjum szkolne koło Ligi Obrony Przeciwpowietrznej i Przeciwgazowej
LOPP. Założycielem Koła był nauczyciel Piotr Jasiński, ojciec legendarnego
„Jędrusia”. Warto w tym miejscu przypomnieć, że „Jędruś” ze swoim oddziałem
partyzanckim w okresie II Wojny Światowej zasłynął walcząc z okupantem
niemieckim nie tylko na Ziemi Mieleckiej, ale także na Kielecczyźnie.
A co z Działowskimi?
Otóż święcili oni dalsze triumfy i niepowodzenia. W roku 1928 na II Krajowym
Konkursie Awionetek na 16 zgłoszonych wystąpiły 3 samoloty konstrukcji
Działowskich DKD-4, DKD-4 Bis i DKD-3. Po kilku awariach i kłopotach z przylotem
do Warszawy DKD-4 zajęła w konkursie 1 nagrodę. DKD-4 Bis zdobyła 3-cią nagrodę,
a DKD-3 nagrodę 5-tą. Był to wspaniały sukces konstruktorów amatorów braci
Działowskich pokonując także awionetkę RWD. Okryci sławą przylecieli owacyjnie
witani w Krakowie, prasa rozpisywała się o ich sukcesie, a rodzinny Mielec
wyprawił na ich cześć uroczysty bankiet. W tym czasie wojsko gotowe było zamówić
dla celów szkoleniowych całą serię w ilości 25 sztuk samolotów DKD. Była to
wspaniała zapowiedź umożliwiająca Działowskim wyjście z finansowego dołka i
zorganizowanie warsztatów z prawdziwego zdarzenia. Niestety zamówienie dowódcy 2
Pułku Lotniczego w Krakowie zostało zbojkotowane w Departamencie Aeronautyki i
nigdy do niego nie doszło.
W 1929 roku na zlecenie krakowskiego okręgu LOPP Działowscy zbudowali DKD-5 z
myślą wzięcia udziału w międzynarodowy zawodach lotniczych „Challenge 1930”.
Konstruktor sierż. Stanisław Działowski, wraz z kpt. Maciejewskim wybrali się na
zawody do Berlina. Niestety nie dolecieli, gdyż w wyniku awarii instalacji
paliwowej musieli awaryjnie lądować kapotując i rozbijając samolot, a Stanisław
uległ ciężkim obrażeniom ciała.
Następnym niepowodzeniem był start w III Krajowym Konkursie Awionetek.
Wyremontowany po kapotażu DKD-5 nie został dopuszczony do konkursu z powodu
nadmiernej wagi. Stało się tak na skutek szykan Warszawy niechętnej poczynaniom
Krakowa. Doszło do ostrego starcia między Stanisławem Działowskim, a komisją
konkursu, kiedy komisja na skutek ustępstwa w stosunku do innej awionetki
zdyskwalifikowała jego DKD-5, a następnie zakazała powrotnego lotu do Krakowa.
Stanisław niezwykle wzburzony niesprawiedliwością wystartował na DKD-5 i
wyczyniając niebezpieczne akrobacje nad głowami przerażonej komisji odleciał bez
zezwolenia do Krakowa.
Ogromny sukces na II Krajowym Konkursie Awionetek, a następnie pech podczas lotu
na Challenge do Berlina i dyskwalifikacja na III Krajowym Konkursie Awionetek
miały wpływ na dalsze losy Działowskich. Byli tak pewni sukcesu, a tu taki pech.
Wielu całkowicie zniechęciłoby się do dalszej działalności, ale nie oni, uparcie
dążący do swego celu. Powstawały nowe konstrukcje DKD-6, 7, 8 i 9, lecz
niedokończone z powodu braku kapitału. Utworzona spółka „Bracia Działowscy”
znalazła się w finansowej pułapce. Liczyli na zamówienia serii udanej
konstrukcji DKD-4, które nie nadeszło. Nadszedł ciężki okres wymogów
technicznych i konkurencji, a warunki w jakich żyli nie pozwalały Stanisławowi
wprowadzać w czyn nowatorskich pomysłów, do których nie znaleziono sponsora. Nie
potrafił jednak Stanisław zaniechać chodzących mu po głowie pomysłów. W 1931
roku zaprojektował typ samolotu pod nazwą „Aeromobil DKD-10”, który zarazem miał
służyć do jazdy po ziemi, jak i lotów w powietrzu i być na potrzeby wojska. Do
realizacji pomysłu, jak zwykle potrzebne były pieniądze. Otrzymano pozwolenie na
zbiórkę pieniężną wśród podoficerów. Ze względu na darczyńców „Aeromobil”
nazwano „Podoficer” i taką nazwę popularnie stosowano. Niestety ze względu na
zbyt duży ciężar 600 kg i małą szybkość w locie 140 km/godz. uznano konstrukcję
jako nieudolną. Cofnięto zezwolenie na zbiórkę pieniędzy i tak niedokończony w
1938 roku znalazł się na Wystawie Lotniczej we Lwowie, gdzie zaskoczyła go II
Wojna Światowa.
Jeszcze przed wojną w 1935 roku Stanisław z wojska został przeniesiony w stan
spoczynku. Utworzył w Krakowie firmę „Przedlot” wykonując części do szybowców, a
jednocześnie dorywczo pracował przy konstrukcji „Podoficera”. W 1938 roku
przeniósł się z rodziną do Stanisławowa, gdzie objął stanowisko kierownika
technicznego w szkole pilotów LOPP, a następnie podejmuje pracę w PZL – Wytwórni
Płatowców w Warszawie. Od 1.4.1939 został zatrudniony jako pilot w
Suchedniowskiej Hucie Ludwików, oraz jako konstruktor techniczny w Fabryce
Motocykli SHL w Kielcach.
Po wybuchu wojny jako ochotnik wraz z synem Stanisławem zgłasza się do 6 Pułku
Lotniczego we Lwowie, a stamtąd na wojenną tułaczkę poprzez Francję do Anglii,
gdzie młody Stanisław zostaje skierowany jako uczeń do fabryki samolotów. Ojciec
jako pilot RAF latał w lotach patrolowych nad kanałem La Manche, skąd ranny
znalazł się w szpitalu. Do ran dołączyły się komplikacje z poprzednich kontuzji,
w wyniku których zmarł w marcu 1942 roku.
Tak zakończyły się losy tego niezwykłego człowieka, konstruktora, pilota i ojca
licznej rodziny. Człowieka zrodzonego na Ziemi Mieleckiej, którą rozsławił przez
swoją lotniczą pasję. Lata powojenne nie sprzyjały legendzie, na którą swoim
życiem zasłużył. Był przecież pilotem RAF w Anglii.
Czasy zakłamania mamy jednak daleko za sobą i najwyższa pora, żeby przywołać
tego człowieka do należnej mu godności. Niech symbol „Bracia Działowscy” oznacza
najwyższą godność. Niech nie będzie tak, że potomkowie obu Braci nie zostają
zaproszeni na uroczystości z okazji jubileuszy lotniczych, bo to przynosi wstyd
miastu i społeczeństwu skąd pochodzą, a które tak wiele im zawdzięcza.
Nie trzeba być mędrcem, żeby zrozumieć, że gdyby nie Stanisław i Mieczysław
Działowscy, nie powstałaby w 1938 roku Wytwórnia Nr 2 PZL w Mielcu. Powstałaby
gdzie indziej. Nie byłoby późniejszego WSK - PZL Mielec, lotniska i całego
związanego z tym rozwoju Mielca, a obecnie SSE.
Przeczytałem w prasie lokalnej Mielca propozycję nadania mieleckiemu lotnisku
nazwę „Braci Działowskich”. Bardzo słuszna jest to propozycja, którą zapewne
Władze Miasta przyjmą, ku zadowoleniu wszystkich mieszkańców. Niech dokonania
Braci Działowskich nigdy z pamięci naszych potomnych nie zaginą.
Wróćmy też do tradycji i zacznijmy czcić właściwą rocznicę Lotniczego Mielca, a
więc czerwiec 1927, bo to z tą datą rozsławiać zaczęli Działowscy lotnicze
skrzydła nie tylko w Mielcu, Krakowie, czy Bydgoszczy, ale w całym Kraju.
23-12-2008
Teofil Lenartowicz
|
|
|
|
|