|
|
TMZM Mielec:
|
|
|
|
|
|
|
|
|
Działalność:
|
|
|
|
|
|
|
|
|
Warto zobaczyć:
|
|
|
|
|
|
|
|
|
Po godzinach:
|
|
|
|
|
|
|
|
|
Monitoring:
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
Janina Saylhuber Jaroszowa
20-01-2013
Kilka dni temu
obejrzałem na facebooku filmu z Przecławia z tamtejszym chórem. Zainteresowaniem
obejrzałem film i nie było by w tym nic dziwnego gdyby nie nazwa chóru.
Wprawdzie śpiewająca młodzież pięknie wykonywała pieśni, a solista Łukasz Kawon
przechodził samego siebie, ale nie to zaintrygowało mnie najwięcej. Najwięcej
uderzyła mnie nazwa chóru, a zarazem sprawiła ogromną radość. Na końcu filmu w
nazwie przeczytałem Chór Miejski MCK Przecław imienia Janiny Saylhuber.
Wydaje mi się, że niewiele osób w Przecławiu dzisiaj wie kim była Janina
Saylhuber Jaroszowa i dlatego pragnę kilka słów jej poświęcić. Tym bardziej
należy to uczynić, że przez 10-tki lat komunistycznego zakłamania była nie tylko
zapomniana, ale oczerniana, a nawet wydalona z Przecławia za patriotyczne
wychowywanie młodzieży. Janina Saylhuber pochodziła z Krakowa i była
nauczycielką uczącą w latach okupacji niemieckiej w jakiejś poddębickiej wiosce.
Kiedy na początku lat 40-tych minionego wieku Niemcy wysiedlali tereny
prawostronnej Wisłoki pod budowę poligonu doświadczalnego broni V-1 i V-2
w Bliźnie, obozu koncentracyjnego w Pustkowie i innych obiektów wojskowych los
wyrzucił nauczycielkę Janinę Saylhuber na przecławskim rynku. Zamieszkała z
matką w Przecławiu, a swoje zauroczenie Przecławiem zawarła wkrótce w piosence
znaną starym Przecławianom pod nazwą „Płynie Wisłoka w dal, fala za falą w ślad,
gwiazdy nad Przecławiem, gwiazdy nad Przecławiem, księżyc w Wisłokę wpadł”.
Nie minęło więcej jak kilka miesięcy, a pobyt krakowskiej nauczycielki
zaowocował wspaniałym romansem pomiędzy nią, a przecławską młodzieżą. Nie wiem
jak ona tego dokonała, ale przecławska młodzież wprost oszalała za nią. W tych
ciężkich okupacyjnych chwilach, tak trudnych dla młodzieży, spotkania u Sajerki,
jak ją popularnie nazywano, były czymś w rodzaju oderwania się od smutnej
rzeczywistości jaka ogarniała cały naród. Zamieszkała u Armatysów, a następnie w
starej szkole u Wilhelma Lotza, gdzie miała dostęp do fortepianu. Z garnącej się
do niej młodzieży zorganizowała chór i teatrzyk. Uczestników spotkań u Sajerki
było wielu, bo na próby chóru zaczęli uczęszczać po pracy także dorośli ojcowie
przychodzącej tam młodzieży. Należy tu wspomnieć, że śpiewali oni jeszcze przed
wojną w chórze organisty Sokulskiego, a mając świetne głosy nie musieli się
wiele uczyć. Uczestników spotkań u Sajerki było tak wielu, że mogła utworzyć
chór na 4 głosy nie tylko mieszany, ale także męski. Była niezwykle energiczna i
wymagająca do tego stopnia, że do perfekcji potrafiła zmuszać do wielokrotnych
powtórzeń tych samych kwestii pieśni, aż osiągnęła właściwy rezultat. Zawsze po
próbie chóru nie dawała się długo prosić i grała na fortepianie do tańca, a
młodzież chętnie z tego korzystała ucząc się prawidłowych zachowań. Uczyła
pieśni kościelnych, ale przede wszystkim patriotycznych. Wraz z kierownikiem
szkoły Wilhelmem Lotzem, Stanisławem Sękiem i Stefanią Gubernat prowadziła tajne
komplety nauczania młodzieży, co groziło nawet utratą życia. W tych ciężkich
okupacyjnych chwilach młodzież wykorzystując wolne chwile od ciężkiej pracy
garnęła się do niej całym sercem. Posiadała dziwną moc bycia wodzirejem
wspólnych zabaw, spacerów i tym podobnych rozrywek.
Kiedy jesienią 1944 roku wkroczyli Sowieci, Sajerka nie zaprzestała działalności
i romans z przecławską młodzieżą trwał nadal. Po przesunięciu frontu w styczniu
1945 roku dalej na wschód przeniesiono próby chóru i teatrzyku do sali ludowej.
Od tego momentu byłem jako młodszy wraz z Maksymilianem Wątróbskim członkiem
owego chóru, teatrzyku i byliśmy Sajerką podobnie zauroczeni jak starsza
młodzież. Do pieśni śpiewanych wcześniej doszły pieśni z Powstania
Warszawskiego, oraz wiele innych tak kościelnych jak i świeckich, ale w
większości patriotycznych.
Wydawać by się mogło, że po tzw. wyzwoleniu nastaną lepsze czasy i nastanie
swoboda przekonań politycznych, a tym samym swobód w wychowaniu patriotycznym
młodzieży. Niestety nic takiego się nie stało. Okazało się nawet gorzej, bo
należało się bać nie tylko okupantów, ale także własnych rodzimych propagatorów
ówczesnego systemu komunistycznego. Nastąpiły szykany w postaci nie udzielania
kluczy do Sali Ludowej, aby przeszkodzić w spotkaniach Sajerki z młodzieżą, a
następnie całkowity zakaz uczestnictwa Sajerki w zajęciach w Domu Ludowym.
Chciano młodzież w Domu Ludowym wychowywać w duchu komunistycznej propagandy,
ale cóż z tego, kiedy nikt nie przychodził tego słuchać i sala świeciła
pustkami. Zamiast na świetlicę do Domu Ludowego młodzież starym zwyczajem
garnęła się do Sajerki przychodząc do niej, gdzie mając w domu fortepian dalej
odbywały się spotkania i próby chóru.
Mieliśmy już doskonały repertuar pieśni patriotycznych, kościelnych i świeckich,
których szczątki do dzisiejszego dnia pamiętam. W perfekcji doszliśmy do tego,
że skutecznie konkurowaliśmy z mieleckim chórem „Melodia”. Śpiewaliśmy bardzo
trudne pieśni z Powstania Warszawskiego na 4 głosy w chórze męskim. Te pieśni i
wychowanie w duchu patriotycznym były solą w oku komunistycznej propagandy.
Sajerka była odważna i pomimo wezwań na UB w Mielcu i ostrzeżeń nie zaprzestała
działalności. Pamiętam jak drżeliśmy o nią kiedy długo nie wracała z przesłuchań
na UB. Doszło do tego, że odebrano jej chór i próby prowadził przyjeżdżający z
Mielca prof. muzyki Sarama. Pamiętam jak pojechaliśmy z chórem na występ z
okazji jakiejś uroczystości, gdzie było dużo zaproszonych gości. Miała chórem
dyrygować Sajerka, ale została zamknięta przez UB w Mielcu. Postawiliśmy wówczas
warunek, że zaśpiewamy jak dyrygować będzie Sajerka. Utworzyła się patowa
sytuacja, uroczystość, zaproszeni goście i nieśpiewający chór. Konflikt zażegnał
poseł Polskiego Stronnictwa Ludowego Burdzy, gdyż zadzwonił na UB i przedstawił
sytuację. W trybie ekspresowym przywieziono Sajerkę i występ się odbył. Poseł
Burdzy przedstawił po występie Sajerce ultimatum Urzędu Bezpieczeństwa, albo
natychmiast opuści Przecław i wyjedzie, albo kryminał. Wiadomo czym to się mogło
skończyć i Sajerka ze złamanym sercem opuściła Przecław. Miała zakaz nawet
przyjeżdżania do Przecławia. Wyjechała początkowo do Krakowa, a następnie
zamieszkała w Książnicach, gdzie w miejscowej szkole uczyła jako nauczycielka.
Nie był to jednak koniec romansu Sajerki z przecławską młodzieżą. Młodzież
kochała swoją Sajerkę, a miłość uwidaczniana była częstymi wizytami u Sajerki
tak w Krakowie jak i Książnicach. Jeszcze nie tak dawno, przed swoją śmiercią,
opowiadała mi o tych wizytach Henia Wątróbska.
Janina Saylhuber wyszła za mąż za Przecławianina Mariana Jarosza. Po przejściu
na emeryturę zamieszkała w Mielcu, a do Przecławia wróciła na stale do
Przecławia po śmierci, gdzie wraz z mężem została pochowana w Przecławiu.
Odwiedzam ją czasem na cmentarzu i cieszy mnie, że pamięć o Sajerce trwa, co
uwidacznia się po biało czerwonych barwach pozostawianych przez młodzież szkolną
na jej grobie z okazji rocznic państwowych.
Kiedy w ubiegłym roku opowiedziałem dyrektor MCK w Przecławiu pani mgr. Monice
Tomaszewskiej historię o Janinie Saylhuber i przecławskim chórze ta obiecała, że
nazwie obecny chór imieniem Janiny Saylhuber. Jestem szczęśliwy, że to się
właśnie dzieje.
Istnieje do dzisiejszego dnia pamiątka po tym chórze. Pamiątką jest Kronika
Chóru wykonana przez jednego z uczestników chóru Kazimierza Jarosza. Są to
powklejane zdjęcia i pięknie wykaligrafowane teksty przez Kazimierza znanego z
perfekcyjnej roboty. Mam nadzieję, że poprzez publikację Kroniki i innych
pamiątek utrwalana zostanie pamięć po niej i chórze. Należy się to także w tym
celu, aby zmyć z jej imienia te wszystkie ekstrema, którymi przez lata komuny
była oblewana i oczerniana, nie znajdując należnego miejsca wśród bohaterów
Ziemi Przecławia. Marzy mi się, aby tacy ludzie, jak Janina Saylhuber, płk
Aleksander Rusin, Wilhelm Lotz i wielu im podobnych upamiętnionych zostało na
przecławskim rynku. Jesteśmy im to winni, gdyż to im zawdzięczamy, że cieszymy
się dzisiaj wolnością.
Jeszcze kilka słów o żyjących i nie żyjących dzisiaj uczestnikach tego
historycznego chóru. Do żyjących należą Kazimierz Jarosz, Janina Straburzyńska z
domu Maglecka, Maksymilian Wątróbski mieszkający w Mielcu i ja. Do największych
miłośników owego chóru zaliczam rodzeństwo Wątróbskich. Są to Bronisław, Henryka
i Maksymilian. Tak umiłowali śpiewanie, że Bronek z Milkiem przez wiele lat
śpiewali w mieleckim chórze Melodia, a następnie w Rzeszowiakach, a Bronek na
próby przez wiele lat przyjeżdżał do Mielca z Przecławia. Jeszcze nie tak dawno
wspomnienia o Sajerce wzbogacałem na spotkaniach z rodzeństwem Wątróbskich,
Józefą Maglecką, Janiną Straburzyńską i Czesławem Bukowym. Niestety to już
historia, gdyż większość z nich nie żyje. Składam gorące podziękowania tym
wszystkim, którzy wzbogacili moją wiedzę o Sajerce i młodzieży tamtych lat
poprzez zdjęcia i wspólne wspomnienia. Zebrałem i posiadam wiele zdjęć z tamtego
okresu, które chętnie wspominając oglądam.
Teofil Lenartowicz
112 lat temu
20-09-2010
Czy Przecław uczestniczył w finansowaniu budowy gimnazjum w Mielcu?
Na tak zadane pytanie odpowiadam twierdząco. Wynika to z treści odzyskanych
niedawno starych protokółów Rady Gminnej Przecławia z lat 1895-1935. Sporą
teczkę tych protokółów przekazał Gminie Przecław zmarły kilka dni temu Bronisław
Wątróbski, a ja dzięki uprzejmości burmistrza Przecławia Ryszarda Wolanina
uzyskałem do nich dostęp. Jak wynika z treści jednego z nich, Przecław 112 lat
temu uczestniczył w finansowaniu budowy gimnazjum w Mielcu. Poniżej zamieszczam
ciekawy w treści tekst uchwały Rady Gminnej Przecławia z dnia 21 marca 1898
roku. Dla przejrzystości czytania dokonałem lekkich zmian w interpunkcji.
Protokół
Posiedzenia Rady Gminnej w Przecławiu z dnia 21 marca 1898 roku.
Obecni:
Przewodniczący gminy Józef Ozimek. Radni Izrael Binensztal, Adam Sadowski, Józef
Kopacz, Władysław Puszczowski, Antoni Wyczółek, Walenty Kopacz, Michał Wątróbski,
Cham Szpilman i Jan Zacharski.
Po przeprowadzonej dyskusji nad sprawą przyczynienia się do kosztów budowy
gmachu gimnazjalnego w Mielcu Rada gminna uważa, że jeżeli będzie gimnazjum w
Mielcu, ułatwia to bardzo dostanie się dzieciom włościańskim, a tym samym
przyniesie znaczne korzyści ludności włościańskiej, która teraz dzieci swoje
daleko wozić musi, co jest z większymi kosztami połączone. Uznajemy przeto
potrzebę starania się o gimnazjum w Mielcu tym więcej, że gimnazjum to ma być
fundacją uczczenia 50-lecia jubileuszu panowania Najjaśniejszego Pana i ma nosić
nazwę Gimnazjum wyższe imienia Cesarza Franciszka Józefa I.
Rada gminna poczuwa się do obowiązku dorzucenia swojej cegiełki do kosztów
budowy i wyrażenia w ten sposób swych uczuć dla najmiłościwiej panującego nam
monarchy i w tym celu znajdując się w prawnym komplecie uchwala:
1. W razie ustanowienia gimnazjum w Mielcu, Rada gminna rozwiązuje miejscową
Kasę pożyczkową gminną i z kapitału obrotowego wynoszącego 1420,43 zł przeznacza
7%, to jest kwotę 100 zł jako datek dobrowolny na koszta budowy gimnazjum w
Mielcu do rąk Wydziału powiatowego spłacić się mający. Z resztą kapitału zakłada
na nowo Kasę pożyczkową gminną.
2. Spłata powyżej wymienionej kwoty ma nastąpić po zawiadomieniu Wydziału rady
powiatowej, że co do ustanowienia gimnazjum w Mielcu zapadła już prawomocna
decyzja Zarządu.
Powyższe wnioski uchwalono. Na tym posiedzenie zamknięto, protokół ukończono i
podpisano, z tym dołożeniem się Rada gminna postanawia znieść wpłacenie od
ustanowionego długu na Straż ogniową kwoty 140 zł, gdyż to uznaje za uciążliwe.
Na tym posiedzenie zakończono i podpisano.
Radni Przewodniczący
Podpisy radnych Ozimek
Pisarz
Józef Kopacz
Nasuwa się pytanie, czy zapadła wówczas decyzja Zarządu Powiatowego w Mielcu
odnośnie budowy gimnazjum i czy pieniądze z kasy gminnej Przecławia zostały
przekazane na rzecz budowy?
Teofil Lenartowicz
|
|
|
|
|