|
|
TMZM Mielec:
|
|
|
|
|
|
|
|
|
Działalność:
|
|
|
|
|
|
|
|
|
Warto zobaczyć:
|
|
|
|
|
|
|
|
|
Po godzinach:
|
|
|
|
|
|
|
|
|
Monitoring:
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
Historia Mieleckiego Lotnictwa
10.07.2013
Początki powstania przemysłu lotniczego w Mielcu sięgają lat międzywojennych.
Zacofana Polska musiała odrobić zaległości spowodowane polityką zaborców.
Dotyczyło to w szczególności tak zwanej Polski „B”, obejmującej obszar dawnej
Galicji, gdzie leżał Mielec.
Należało nie tylko odrobić opóźnienia, ale także rozwijać nowe gałęzie
przemysłu. Widział to doskonale ówczesny prezydent Ignacy Mościcki. Nie było to
łatwe zadanie, gdyż zacofanie dotyczyło także szkolnictwa i kultury, przy
wysokim bezrobociu. W Polsce „B”, gdzie nie było przemysłu, a rolnictwo było
rozdrobnione, działo się pod tym względem najgorzej. Zadaniem ówczesnych władz
była nie tylko likwidacja zacofania, ale także takie usytuowanie przemysłu,
szczególnie zbrojeniowego, aby znajdował się jak najdalej od granic naszych
odwiecznych wrogów, Niemiec i Rosji (ZSRR). Były to przyczyny, dla których wybór
Centralnego Okręgu Przemysłowego (COP) wypadł w rejonie pasa sięgającego od
Skarżyska, Stalowej Woli i dalej na południe w kierunku Mielca, Dębicy, Rzeszowa
i Tarnowa.
Należy zadać sobie w tym miejscu pytanie – dlaczego wybór lokalizacji przemysłu
lotniczego wypadł akurat na Mielec, liczący wówczas kilkanaście tysięcy
ludności, a nie na jakieś inne, być może większe miasto? Odpowiedź brzmi –
Mielec miał już w tym czasie lotnisko, a nade wszystko rozmiłowane w lotnictwie
społeczeństwo. Wprawdzie lotnisko było tylko turystyczne, ale społeczeństwo
prawdziwie rozkochane w lotnictwie. Rodzi się więc następne pytanie. Czemu
należy przypisać tak ogromne rozmiłowanie społeczności mieleckiej do lotnictwa?
Odpowiadając, należy sięgnąć do bardzo ciekawej historii dwu młodych braci,
Stanisława i Mieczysława Działowskiego.
Działo się to podczas I wojny światowej, kiedy w Mielcu pojawili się żołnierze
austriaccy z ogromnym balonem służącym do obserwacji nieprzyjacielskich wojsk.
14-letni Stanisław tak urzeczony został balonem, że razem z żołnierzami znikł z
Mielca wraz z pożyczonym rowerem. Nie wiadomo, jaki był jego los, ale znalazł
się w Wiedniu. Błąkającego się na ulicy i zapłakanego chłopca przygarnęło do
siebie jakieś litościwe, bezdzietne małżeństwo. Stanisław ciągle opowiadał o
balonie i powietrznym lataniu do tego stopnia, że rodzina umieściła go w szkole
lotniczej, skąd w 1916 roku wstąpił ochotniczo do austro-węgierskiego lotnictwa.
Przez dwa semestry uczył się w szkole mechaników. Stamtąd przeniesiono go na
Węgry. Według Wiktora Jadernego, przyjaciela młodego Stanisława, dopędził on na
rowerze pod Krakowem austriackich baloniarzy, którzy przypomnieli sobie
mieleckiego chłopca, przygarnęli go i umieścili w szkole mechaników lotniczych.
Po rozpadzie Austro-Węgier Stanisław wrócił do rodzinnego Mielca, zastając ojca
na łożu śmierci. Walenty Działowski, legionista, powstaniec z 1863 roku, zmarł
11 listopada 1918 roku, w dniu, kiedy Polska odzyskała niepodległość.
Bracia Działowscy
W odrodzonej Polsce Stanisław wstąpił do 2 Batalionu Lotniczego w Krakowie,
przekształconego później w 2 Pułk Lotniczy. Ściągnął do siebie swego brata
Mieczysława. Wspólnie szlifowali zawód mechanika lotniczego. Kiedy Stanisław
wraz ze szkołą pilotów przeniesiony został z Krakowa do Bydgoszczy, znów
pociągnął za sobą brata. Zafascynowani lotnictwem studiowali pisma fachowe, cały
czas marząc o własnej konstrukcji. Posiadając smykałkę techniczną, skonstruowali
motocykl, a następnie szybowiec nazwany „Bydgoszczanką”. Pomimo niepowodzeń
szybowiec uznany został za rewelację techniczną. Dzięki niemu ich nazwiska
dostały się na łamy gazet, a oni weszli do kręgu konstruktorów lotniczych w
kraju. Nie bacząc na trudne warunki materialne i lokalowe oraz kpiny ze strony
otoczenia, bracia zbudowali swoją pierwszą awionetkę. Nie mieli do niej silnika,
jednak szczęście im na tyle sprzyjało, że znaleźli sponsora. Był nim pasjonat
lotnictwa, bydgoski szewc – Jan Krüger. Dzięki niemu bracia zakupili silnik wraz
ze śmigłem. 1 lutego 1926 roku samolot oblatał pilot Józef Muślewski. Jego
osiągi stały się ówczesną rewelacją. Nazwę samolotu DKD-1 stworzyły pierwsze
litery nazwisk konstruktorów i ofiarodawcy silnika, oraz liczba kolejnego
egzemplarza. Sukces mielczan został zauważony i odnotowany przez prasę. Gazeta
Bydgoska zamieściła na ten temat obszerną relację.
Następnym krokiem braci Działowskich było zdobycie uprawnień pilota. Stanisław
był wyjątkowo pojętnym uczniem pilotażu. Licencję pilota zdobył w październiku
1926 roku, a jego brat Mieczysław trzy lata później w Aeroklubie Akademickim w
Krakowie. Ponieważ osiągnięcia Działowskich zostały dostrzeżone w Warszawie,
Stanisław został wraz ze swoim DKD-1 zaproszony na wystawę do stolicy. Nie
wysłał samolotu drogą kolejową, jak to było w zwyczaju, lecz samodzielnie
dokonał przelotu, budząc swym czynem nie lada sensację, a pismo „Lotnik”
zamieściło z jego wypowiedzi obszerną relację, w której sierżant pilot Stanisław
Działowski, a jednocześnie konstruktor i budowniczy samolotu, wyraził całą swoją
lotniczą pasję. W tym czasie też przeniesiono go do 2 Pułku Lotniczego w
Krakowie, gdzie pełnił funkcję pilota oblatywacza, pilota instruktora oraz
kontrolera nadzoru technicznego parku lotniczego.
Ci dwaj amatorzy samodzielnie wykonali rysunki, dokonali prób i zbudowali
ulepszoną wersję DKD-2, a następnie DKD-3. Należy zdać sobie sprawę, że
działania obu braci odbywały się bez należytych środków finansowych. Stanisław
ożeniony z bydgoszczanką miał liczną rodzinę obdarzoną siedmioma synami. Nic
jednak nie mogło zahamować jego pasji lotniczej. Z własnej inicjatywy podjął się
lotów propagujących organizację Ligi Obrony Powietrznej i Przeciwgazowej (LOPP).
Latał swym DKD-3 nad Krakowem i Śląskiem, rozrzucając ulotki. Chciał jedynie od
organizatorów zwrotu kosztów paliwa.
To w tym czasie wykonał swój pierwszy lot do rodzinnego miasta. W Mielcu
sprawiono mu uroczystą fetę, a było to w czerwcu 1927 roku. Działowski wylądował
na łące, wzbudzając samolotem i swoją osobą ogromną sensację. Mielec stał się
pierwszym miastem, które przyszło z pomocą finansową, ofiarując kilkaset
złotych. Zażądano tylko, aby na jednym ze swych samolotów umieszczony został
herb miasta, co Działowscy uczynili. Od tej pory skrzydła Działowskich często
pojawiały się nad Mielcem, a jak świadkowie twierdzą, kobiety zaaferowane
przylotem samolotu, przypalały w garnkach potrawy. Faktem jest, że mielczanie
zarazili się od Działowskich pasją lotniczą. Mieszkańcy spontanicznie oddawali
pieniądze na rzecz budowy awionetek, wykupywali znaczki i okolicznościowe
kartki. Zaczęli organizować lotnicze festyny. To w wyniku tej pomocy powstał
DKD-3, z Gryfem jako herbem Mielca na stateczniku.
Bracia Działowscy przyczynili się do rozwoju lotnictwa w Mielcu. Z ich
inicjatywy zorganizowano w Mielcu pierwsze pokazy lotnicze. Nad Wisłokę
przyleciały z Krakowa trzy duże samoloty i Działowscy na DKD-3. Kolejną
inicjatywą było powołanie Komitetu Budowy Lotniska. Wkrótce przy współudziale
mieszkańców i sprzyjających im władz miasta przystąpiono do budowy lotniska
turystycznego, niwelując 20 hektarów terenu. Jego otwarcie nastąpiło 5 listopada
1931 roku. Uroczystość zgromadziła tłumy ludzi. Od tego momentu zainteresowanie
lotnictwem znacznie wzrosło. Urządzano kursy i imprezy LOPP, wpłacano składki. W
szkołach rozwijało się modelarstwo, a dzieciaki zaczęły puszczać latawce.
W 1928 roku na 2. Krajowym Konkursie Awionetek na 16 zgłoszonych wystąpiły trzy
samoloty konstrukcji Działowskich: DKD-3, DKD-4 i DKD-5. Po kilku awariach i
kłopotach z przylotem do Warszawy DKD-4 zdobył pierwszą nagrodę, DKD-3 –
trzecią, a DKD-5 – piątą, pokonując nawet awionetkę RWD6. Był to wspaniały
sukces konstruktorów - amatorów – braci Działowskich. Owacyjnie witał ich
Kraków, prasa rozpisywała się o ich sukcesie, a rodzinny Mielec wyprawił na ich
cześć uroczysty bankiet.
Nie obyło się bez niepowodzeń i katastrof. Stanisław Działowski i kpt.
Maciejewski, lecąc DKD-5 na międzynarodowe zawody lotnicze „Challenge 1930” w
Berlinie, musieli awaryjnie lądować. Kapotując, rozbili samolot, a Stanisław
uległ ciężkim obrażeniom ciała. Następnym niepowodzeniem był start w 3. Krajowym
Konkursie Awionetek. Wyremontowany po kapotażu DKD-5 nie został dopuszczony do
konkursu z powodu nadmiernej wagi.
Ogromny sukces na 2. Krajowym Konkursie Awionetek, a następnie pech podczas lotu
do Berlina i dyskwalifikacja na 3. Krajowym Konkursie Awionetek miały wpływ na
dalsze losy Działowskich. Wielu całkowicie zniechęciłoby się do dalszej
działalności, ale nie oni, uparcie dążący do swego celu. Powstawały nowe
konstrukcje - DKD-6, 7, 8 i 9 jednak niedokończone z powodu braku pieniędzy.
W 1931 roku Stanisław zaprojektował typ samolotu pod nazwą „Aeromobil DKD-10”,
który zarazem miał służyć do jazdy po ziemi, jak i lotów w powietrzu i być
przydatny dla wojska. Do realizacji pomysłu, jak zwykle, potrzebne były
pieniądze. Otrzymał pozwolenie na zbiórkę pieniężną wśród podoficerów. Ze
względu na darczyńców „Aeromobil” nazwano „Podoficer” i tę nazwę popularnie
stosowano. Niestety, ze względu na zbyt duży ciężar 600 kg i małą szybkość w
locie 140 km/godz. uznano konstrukcję jako nieudolną i tak niedokończony samolot
znalazł się na wystawie we Lwowie, gdzie zaskoczyła go II wojna światowa.
Po wybuchu II wojny światowej Stanisław i jego syn Stanisław ochotniczo zgłosili
się do 6. Pułku Lotniczego we Lwowie, a stamtąd na wojenną tułaczkę do Francji.
W marcu 1940 r. Stanisław-senior został instruktorem pilotażu w 108. Batalionie
Lotniczym w Montpellier.
Po upadku Francji ojciec i syn zostali ewakuowani do Anglii. Stanisław - junior
trafił jako uczeń do fabryki samolotów, a senior do RAF-u. Latał w składzie 2.
Anti-Aircraft Cooperation Unit w lotach patrolowych nad kanałem La Manche. 15
października 1941 został ranny w locie bojowym i skierowany do szpitala
wojskowego w East Kilbrick w Szkocji. Do ran dołączyły się komplikacje z
poprzednich kontuzji. Zmarł 19 marca 1942 roku. Spoczywa na cmentarzu w szkockim
Perth.
Tak zakończyły się losy niezwykłego człowieka, konstruktora, pilota i ojca
licznej rodziny, człowieka urodzonego na Ziemi Mieleckiej, którą rozsławiał
poprzez swoją lotniczą pasję. Lata powojenne nie sprzyjały legendzie, na którą
swoim życiem zasłużył.
Młodszy z braci, Mieczysław, przeżył wojnę, spędzając okupację w Mielcu. W
powojennych czasach był współzałożycielem Aeroklubu Mieleckiego. Latał
początkowo na samolotach sportowych, ale lata komunistycznej dyktatury nie
sprzyjały pilotom międzywojennym. Został zawieszony w czynnościach pilota. Zmarł
w Mielcu w 1983 roku.
Pasjonująca historia braci Działowskich przetrwała do dziś. Dawny Aeroklub
Mielecki przyjął imię „Braci Działowskich”. Mielczanie pamiętają o swoich
pionierach lotnictwa, bo to im zawdzięczają, że Mielec z małego prowincjonalnego
miasteczka stał się lotniczą potęgą.
Państwowe Zakłady Lotnicze - Wytwórnia Płatowców nr 2 w Mielcu
Na bazie tradycji lotniczych rozpoczęto w 1937 roku budowę Państwowych Zakładów
Lotniczych - Wytwórnia Płatowców nr 2 w Mielcu. Nad lokalizacją długo się
zastanawiano. Generał Rayski proponował Lublin albo Mielec. Istniały propozycję
usytuowania zakładów koło Ropczyc. Losy lokalizacji ważyły się aż do stycznia
1937, rozważając budowę zakładu koło Ropczyc, natomiast w Mielcu planowano
postawienie fabryki zapalników i części metalowych do amunicji artyleryjskiej.
Ostatecznie o wyborze Mielca zadecydowały nie tylko usytuowanie na obszarze COP,
ale także tradycje związane z działalnością Braci Działowskich, istniejącym
lotniskiem turystycznym i hojnością mieleckiej Rady Gminnej.
Rekordem można nazwać to, że po 18 miesiącach powstał nowoczesny zakład budowy
samolotów pod nazwą PZL Mielec Wytwórnia Płatowców nr 2. Wybudowano nowoczesne
lotnisko, osiedle mieszkaniowe, a w Rzeszowie fabrykę silników lotniczych. Już 1
sierpnia 1938 roku PZL Mielec rozpoczęły produkcję samolotów PZL-P37B Łoś,
których kilka sztuk wyprodukowano w tej fabryce do wybuchu II wojny światowej.
Konstruktorem samolotu PZL-P37B Łoś był Jerzy Dąbrowski, urodzony w 1899 r. w
Nieborowie koło Łowicza. Samolot był 2-silnikowym dolnopłatem, z podwoziem
jednogoleniowym, dwukołowym, chowanym w locie. Załoga 4-osobowa: pilot, dowódca
obserwator, strzelec dolny radiotelegrafista i tylny strzelec. Stanowisko
obserwatora znajdowało się w przeszklonym nosie samolotu, wyposażonym w karabin
maszynowy strzelający do przodu. Radiotelegrafista siedział wewnątrz kadłuba, za
komorą bombową, a do jego obowiązków należała także obsługa tylno-dolnego
karabinu maszynowego. Łoś miał skrzydła o rozpiętości 18 m, długość 13 m,
wysokość 4,25m, paliwa zabierał 950 kg, a ze zbiornikami dodatkowymi 1500 kg,
jego prędkość przelotowa to 345 km/godz., a zasięg z pełnym ładunkiem bomb 1500
km, osiągał pułap 9250 m po zrzuceniu bomb.
Do 1 września 1939 r. wytwórnie: PZL-WP nr 1 w Warszawie i PZL-WP nr 2 w Mielcu
zdążyły wyprodukować łącznie około 120 bombowców PZL37 A i B. W jednostkach
wojskowych znajdowało się tylko 70 samolotów. 14 oblatanych maszyn serii B z
wytwórni warszawskiej i trzy serii B z mieleckiej przeprowadzono drogą
powietrzną na lotnisko Małaszewicze koło Brześcia nad Bugiem.
Samolot wzbudził ogromne zainteresowanie za granicą, czego efektem było kilka
zamówień na około 100 sztuk, m.in. do Turcji, Rumunii, Jugosławii i Bułgarii.
Licencję na produkcję samolotów kupiła Belgia. Samoloty na eksport miały być
produkowane w wersji C i D, ale ich różnica polegała jedynie na innym silniku.
Łosie wersji A i B miały silniki 918 KM Bristol Pegasus, natomiast wersji C i D
silniki 970 KM Gnome Rhone. Nigdy jednak do produkcji nie weszły.
Tylko trzy egzemplarze zdołało z Mielca odlecieć do jednostek bojowych,
pozostałe w procesie produkcji zostały zniszczone prze załogę wytwórni przed
wkroczeniem Niemców. Żałować należy, że w latach 60-tych zniszczono w Mielcu
dokumentację techniczną Łosia. W 2012 r. model tego samolotu powstał w PZL
Mielec w skali 1:1.
Z przykrością należy wspomnieć, że Bracia Działowscy nie są za swoje zasługi
właściwie doceniani, tak w powojennej Polsce, jak i po przemianach ustrojowych
1989 roku. Obserwuje się doczepianie pod ich sukces innych autorów, co rozwadnia
zasadniczo ich osiągnięcia na polu świadomości lotniczej Mielca. W ciekawy
sposób pisze o tym Mieczysław Działowski junior, syn Mieczysława.
II wojna światowa
Wybuch II wojny światowej w 1939 roku zastał w procesie produkcyjnym PZL Mielec
14 samolotów PZL 37 Łoś, w różnym stopniu zaawansowania. Dwa najbardziej
zaawansowane udało się załodze zniszczyć, (fot 22) przed wkroczeniem Niemców,
które nastąpiło 13 września 1939.
Jeden z Łosi zniszczonych przez załogę Zakładu przed wkroczeniem Niemców
Początkowo remontowano w Mielcu inne zdobyte polskie samoloty, a następnie
zakład włączono do niemieckiego koncernu Ern Henkel Flugzeugwerk, zmieniając
nazwę zakładu na Flugzeugwerk Mielec. W zakładzie produkowano elementy
usterzenia do samolotów Heinkel He-111, He-177, remontowano samoloty Junkers
Ju-52. Po uderzeniu Niemców na ZSRR lotnisko mieleckie wraz z zakładem stało się
bazą wypadową dla frontu wschodniego. W 1943 roku podjęto montaż samolotów
myśliwskich dalekiego zasięgu He-21912. Następnie podczas zbliżania się ze
wschodu Armii Czerwonej Mielec stał się ponownie bazą zaopatrzeniową i remontową
wojsk niemieckich. Należy także wspomnieć o fakcie wywożenia robotników z
lotniczą praktyką z Mielca do zakładów Heinkla w Niemczech. Jednym z nich był
dobry kolega autora tekstu M. Mikołajczyk, któremu po wojnie udało się zdrowo
powrócić z Oranienburga.
Pod koniec 1943 roku, kiedy lotnictwo alianckie zniszczyło Peenemunde, gdzie
Niemcy prowadzili próby z rakietową bronią V, próby przeniesiono do, leżącej
nieopodal Mielca, Blizny. W tym okresie lotnisko mieleckie służyło dodatkowo do
obserwacji wystrzeliwanych w Bliźnie rakiet V-1 i V-2. W centrum istniejącego
już wcześniej poligonu SS Heidelager utworzono poligon doświadczalny, gdzie
artylerzyści Wermachtu przeprowadzali próby. Poligon doświadczalny rakiet był
tak ściśle strzeżony, że nie mieli doń wstępu nawet esesmani, na których terenie
on się znajdował.
Lot rakiet wystrzeliwanych z Blizny obserwowany był przez samoloty startujące z
mieleckiego lotniska. Te próbne rakiety odpalane w Bliźnie leciały w kierunku
północnym i po przeleceniu około 200 km spadały nad Bugiem, w okolicach miasta
Sarnaki. Miałem okazję obserwować lot owych rakiet, gdy miałem 14 lat i
pracowałem, tłukąc kamienie na drodze prowadzącej do Blizny. Obecnie znajduje
się tam Park Historyczny Blizna, a w lasach szczątki fundamentów hal
montażowych, a także dobrze zachowanych fundamentów wyrzutni rakiet, z których
odpalano rakiety.
Przed zbliżającym się frontem wschodnim Niemcy wywieźli z Mielca część lepszych
maszyn do Wieliczki i w głąb Rzeszy. Hale produkcyjne zostały zaminowane, jednak
wysadzenie ich w powietrze uniemożliwiły oddziały Armii Krajowej.
Okres powojenny
Po wkroczeniu do Mielca Rosjan w lipcu 1944 r. zakład lotniczy znalazł się pod
komisarycznym zarządem sowieckim, nosząc nazwę Zakład Nr 007. Był zniszczony
działaniami wojennymi i rabunkową gospodarką okupantów. Do tego Sowieci
potraktowali go jako zdobycz wojenną i część pozostałych maszyn wywieźli do
siebie. 22 lipca 1945 r. zakład przekazali władzom polskim. Otrzymał nazwę PZL
Mielec Zakład Nr 1, a w 1949 r. Wytwórnia Sprzętu Komunikacyjnego.
cdn.
Teofil Lenartowicz
|
|
|
|
|